wtorek, 3 lipca 2018

Mirculous Tales of Ladynette and Chatdrien - Villain Cat (3/3)

🐞🐞🐞
-Hm? - popatrzyłam na to, co mi się trafiło. - Pasek do spodni? Żadne z nas nie nosi spodni.
Rozejrzałam się dookoła, świadoma uciekającego czasu. Pięć minut. Dodatkowo Chat Noir nadciągał nieubłaganie z cataclysmem gotowym do użycia i pustką w oczach. Gdyby był sobą, najpewniej rzuciłby jakimś zabawnym tekstem na widok tego, co otrzymałam w ramach lucky charmu. A ja nadal nie miałam pojęcia, jak użyć paska do spodni przeciwko jego zakumizowanej wersji. Z braku innych możliwości zapięłam go w pasie, szykując się na kolejne starcie.
Odpieranie ataków mojego odmienionego przyjaciela przychodziło mi z coraz większym trudem. Z bólem przyjmowałam kolejne ciosy, które dobitnie przypominały mi, jaki dobry był z niego szermierz. Żeby uniknąć doświadczenia na własnej skórze skutków cataclysmu użytego przeciw żywej istocie, przycisnęłam jego dłoń do zaparkowanego za moimi plecami samochodu. Kilka sekund później pojazd rozsypał się w drobny mak.
Ile czasu mi zostało? Plułam sobie w brodę, że wykorzystałam lucky charm zbyt wcześnie, podczas gdy Chat Noir z dziką zawziętością znów próbował załatwić mnie swoją mocą. Nigdy nie wygram, jeśli ciągle będę musiała uważać, żeby nie zostać dotkniętą. Otwarłam szerzej oczy, kiedy dotarła do mnie oczywistość tego stwierdzenia. Przez tą chwilę nieuwagi, Chat Noir udało się przedrzeć przez moją obronę i jednym uderzeniem w twarz powalić mnie na ziemię z głuchym łoskotem. Będę miała po tym niezłego siniaka. Zakręciło mi się w głowie i zanim wszystko wróciło do pionu, mój zakumizowany przyjaciel przykucnął z chytrym uśmieszkiem, który nie sięgał jego pobawionych emocji oczu.
Czas stanął w miejscu, a ja patrzyłam na dłoń w rękawiczce sięgającą po miraculum z, Bóg jeden wie, iloma jeszcze kropkami. Oczami wyobraźni zobaczyłam inną sytuację, w której Hawk Mothowi niemal powiodła się nieplanowana próba wykorzystania Chat Noir do odebrania mi kolczyków. Tyle razy robiło się już naprawdę nieprzyjemnie, ale zawsze miałam u boku partnera pilnującego moich pleców. Doceniałam jego wkład w chronienie mojego miraculum, kiedy sprawy przybierały naprawdę zły obrót, chociaż niemal od początku próbował przekonać mnie do ujawnienia swoich tożsamości. I dlatego ja powinnam bronić naszych miraculów, skoro on nie był do tego zdolny. Tym bardziej czułam przerażenie na myśl, że zakumizowane alter ego kota jest już tak blisko wygranej. Chat Noir nie wybaczyłby mi, gdybyśmy całą walkę z Hawk Mothem przegrali, bo nie udało mi się go uratować na czas.
😼😼😼
Wszystkie te przemyślenia nie trwały dłużej niż ułamek sekundy.
Skupiłam się na praktycznej części tej sytuacji. Chat Noir był ode mnie silniejszy, poza tym stał stabilnie, więc nie było mowy o odepchnięciu go, zwłaszcza że upadając, wypuściłam jojo z ręki. Kątem oka widziałam je tuż obok prawej nogi mojego opętanego partnera. Jedną dłoń zakończoną ostrymi pazurami - niebezpiecznie zbliżającą się do mojego ucha - spowijał cataclysm, druga zajęta była przez kij, co działało na moją korzyść.
Z doświadczenia wiedziałam, że najskuteczniejszą bronią jest element zaskoczenia, dlatego złapałam Chat Noir za ramiona i zdecydowanym ruchem przyciągnęłam do siebie. Wybacz, Kitty Cat, pomyślałam na ułamek sekundy przed tym jak nasze czoła zderzyły się i mój przeciwnik stracił równowagę. Odepchnęłam go i przetoczyłam się w stronę jojo, chwytając je w pędzie. Czując łupanie w czaszce, doskoczyłam do Chat Noir i oplotłam go w pasie, zmierzając do najbliższej latarni na skraju chodnika. W drugiej ręce trzymałam już pasek, którym przyszpiliłam jego nadgarstek do słupa. Chat Noir szarpnął się kilkukrotnie, usiłując oswobodzić dłoń albo chociaż sięgnąć cataclysmem opaski, ale improwizowane kajdanki skutecznie uniemożliwiały mu ruchy ręką. Złoczyńca zmrużył martwe oczy, patrząc na mnie nienawistnie.
-To jeszcze nie koniec, insekcie - wysyczał głosem mojego przyjaciela.
-Owszem, koniec.
Przyjrzałam się jego strojowi dokładnie. Gdzie jesteś, pasożycie? Kostium wyglądał zupełnie inaczej niż zwykle, więc odrzuciłam pomysł, żeby akuma ukryła się gdzieś w nim. Pierścień - dzięki Bogu - również odpadał, skoro przekształcił się wraz z przemianą, więc nie musiałam przynajmniej sięgać do niebezpieczniejszej z dłoni kota. Pozostawała jedna możliwość.
Mam cię. 
Chat Noir nadal usiłował dosięgnąć mnie kijem, więc odtrąciłam go i z bezpiecznej odległości wypuściłam jojo prosto w dzwoneczek na szyi, który pękł, uwalniając spaczonego motyla. Ćma zatoczyła kilka kręgów nad głową swojego dotychczasowego żywiciela i zaczęła leniwie oddalać się w stronę słońca. Przesunęłam palcem po awersie joja.
Wygląd mojego przyjaciela powoli wrócił do normy, podczas gdy ja zajęłam się akumą. Odwróciłam się na pięcie, akurat kiedy Chat Noir - mój prawdziwy Chat Noir - dźwignął się z ulicy z wyrazem zagubienia na twarzy.
-Co się... - zaczął, ale nagle urwał, otworzył szeroko oczy i wskazał palcem na moje uszy. - Przemiana, My Lady!
Cofnęłam się o krok, otrzeźwiona jego słowami i zawahałam się, niepewna czy zdążę jeszcze cokolwiek powiedzieć. Lepiej jednak nie igrać z czasem.
-Daj mi kilka chwil! - zawołałam, uciekając w bezpieczne miejsce.
Ledwie ukryłam się w ślepym zaułku, z dala od ciekawskich spojrzeń, a ostatnia kropka zniknęła z kolczyków i Ladybug została zastąpiona przez Marinette. Przytrzymałam Tikki, która opadła wycieńczona na moje dłonie. Zaraz jednak popatrzyła na mnie z nową energią.
-To było niebezpieczne  - odezwała się. - Hawk Moth chyba nigdy nie był bliżej wygranej, Marinette.
-Mhm - przytaknęłam. - Jedno miraculum miał już właściwie w garści. Chat Noir nawet by nie zaprotestował, gdyby zabrał mu pierścień.
Zagryzłam wargę, w zamyśleniu podając mojemu Kwami ciastko, które nosiłam w torbie na czarną godzinę. Popatrzyłam na Tikki przepraszająco.
-Ladybug powinna z nim porozmawiać.
Moja mała przyjaciółeczka skinęła głową, doskonale rozumiejąc sytuację i wgryzła się w smakołyk. Nie chciałam jej pospieszać, ale nic nie mogłam poradzić na lewą stopę, która zupełnie mnie nie słuchając, wybijała nerwowy rytm na kostce brukowej. Miałam wrażenie, że minęły wieki, zanim padły słowa Tikki:
-W porządku, Marinette, jestem gotowa.
🐞🐞🐞
Biegiem wróciłam w miejsce, w którym zostawiłam Chat Noir, ale ulica była pusta, nie licząc kilku osób niepewnie opuszczających swoje domy. Ktoś musiał donieść, że kryzys zażegnany. Pewien mężczyzna wskazał na mnie ręką, mówiąc coś do kobiety obok i coraz więcej osób zaczęło zwracać na mnie uwagę. Niedobry moment, bardzo niedobry, pomyślałam i machnęłam gapiom, ulatniając się pospiesznie.
Z dachu budynku miałam znakomity widok na pobliską część Paryża, ale Chat Noir nigdzie nie było.
-Szukasz kogoś, Bugaboo? 
Odwróciłam się do źródła głosu, wewnątrz wzdrygając się na myśl o tym, że już dziś ten sam głos witał mnie w podobny sposób. Tym razem Chat Noir wyglądał zwyczajnie. Opierał się niedbale o komin z rękoma założonymi na piersi. Uśmiechnęłam się, czując niewypowiedzianą ulgę i podeszłam bliżej.
-Ominęła cię naprawdę dobra walka - powiedziałam, usiłując obrócić całą sytuację w żart, jednak wyraz twarzy mojego przyjaciela wstrzymał mnie przed dalszym mówieniem.
-Chyba nie do końca ominęła, co?
Widziałam smutek w jego oczach i nietrudno było sobie wyobrazić, co musiał teraz czuć. Każdego dnia toczyć walkę z ubezwłasnowolnionymi ofiarami potwora i w końcu stać się jedną z nich. Sama czułabym się z tym okropnie, chociaż wiedziałam, że nic nie można na to poradzić. Tego się nie wybiera.
Położyłam dłonie na ramionach partnera, żeby skupić na sobie całą jego uwagę.
-Co się stało?
Chat Noir pokręcił tylko głową, spuszczając wzrok. 
-W porządku, nie mów, jeśli nie chcesz. Ale nie wolno ci się obwiniać.
Uszy mojego przyjaciela drgnęły na sekundę przed tym jak poderwał głowę i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
-Jak mam się nie obwiniać, Bug? Dałem się opętać tej bestii i wpędziłem nas tylko w kłopoty.
-Przestań! - zdenerwowałam się. - To nie zależało od ciebie!
-Owszem, zależało! - On też zaczął krzyczeć. - Doskonale wiedziałem, jak on działa, a i tak wpadłem w jego sidła!
Po tych słowach znów spuścił głowę, opierając ją na moim ramieniu. Ciężko było mi patrzeć na Chat Noir w takim stanie. Zniknęła jego brawura, cięty język i nonszalancja, a został ten przybity duch, którego nie poznawałam.
-Posłuchaj, Kitty Cat - mówiłam do czubka jego głowy, ale nie miało to żadnego znaczenia, bo i tak wiedziałam, że słucha. - Jesteśmy drużyną i musimy działać jak drużyna. A to wiąże się z tym, że czasem jedno musi uratować to drugie. Ale to nie oznacza, że ktoś zawiódł. Wyciągałeś mnie z tarapatów tyle razy, sama nie wierzę, że to mówię, ale Chloe miała rację: bez ciebie nie dałabym sobie rady. Najważniejsze, że wszystko wróciło do normy. 
Przez chwilę nic się nie działo, aż w końcu Chat Noir odsunął się ode mnie z lekkim uśmiechem.
-Dziękuję, Ladybug. 
-Nie ma sprawy - uspokoiłam się, widząc, jak uchodzi z niego całe zdenerwowanie. 
Może to z powodu radości, że znów jest sobą, a może zwyczajnie też tego potrzebowałam, ale tym razem nie zbyłam go, kiedy pochylił się i przytulił mnie do siebie. Odwzajemniłam uścisk, zaskakując nawet samą siebie. 
-Przyznaj, bardziej podobam ci się, kiedy nie jestem złoczyńcą czy jako opętany sługa HM? - zapytał z ustami tuż przy moim uchu. 
Odepchnęłam go i dałam kuksańca w bok, jednocześnie śmiejąc się z ulgą. Stary dobry Chat Noir. Puścił mi oczko z zawadiackim uśmiechem, więc uznałam rozmowę za zakończoną.
Wyrzuciłam jojo.
-Dobrze cię mieć z powrotem - wyznałam, zanim zwolniłam linkę, która pociągnęła mnie w kierunku domu. 
Po takim dniu marzyłam tylko o tym, żeby położyć się do łóżka i przespać w spokoju resztę popołudnia.

😼🐞😼🐞😼🐞😼🐞😼🐞😼🐞😼🐞😼🐞😼

Ja też marzę już tylko o łóżku, więc wybaczcie, ale wrzucam tekst na brudno; bez poprawek. 
Pound it! 🐞😼