wtorek, 3 lipca 2018

Mirculous Tales of Ladynette and Chatdrien - Villain Cat (3/3)

🐞🐞🐞
-Hm? - popatrzyłam na to, co mi się trafiło. - Pasek do spodni? Żadne z nas nie nosi spodni.
Rozejrzałam się dookoła, świadoma uciekającego czasu. Pięć minut. Dodatkowo Chat Noir nadciągał nieubłaganie z cataclysmem gotowym do użycia i pustką w oczach. Gdyby był sobą, najpewniej rzuciłby jakimś zabawnym tekstem na widok tego, co otrzymałam w ramach lucky charmu. A ja nadal nie miałam pojęcia, jak użyć paska do spodni przeciwko jego zakumizowanej wersji. Z braku innych możliwości zapięłam go w pasie, szykując się na kolejne starcie.
Odpieranie ataków mojego odmienionego przyjaciela przychodziło mi z coraz większym trudem. Z bólem przyjmowałam kolejne ciosy, które dobitnie przypominały mi, jaki dobry był z niego szermierz. Żeby uniknąć doświadczenia na własnej skórze skutków cataclysmu użytego przeciw żywej istocie, przycisnęłam jego dłoń do zaparkowanego za moimi plecami samochodu. Kilka sekund później pojazd rozsypał się w drobny mak.
Ile czasu mi zostało? Plułam sobie w brodę, że wykorzystałam lucky charm zbyt wcześnie, podczas gdy Chat Noir z dziką zawziętością znów próbował załatwić mnie swoją mocą. Nigdy nie wygram, jeśli ciągle będę musiała uważać, żeby nie zostać dotkniętą. Otwarłam szerzej oczy, kiedy dotarła do mnie oczywistość tego stwierdzenia. Przez tą chwilę nieuwagi, Chat Noir udało się przedrzeć przez moją obronę i jednym uderzeniem w twarz powalić mnie na ziemię z głuchym łoskotem. Będę miała po tym niezłego siniaka. Zakręciło mi się w głowie i zanim wszystko wróciło do pionu, mój zakumizowany przyjaciel przykucnął z chytrym uśmieszkiem, który nie sięgał jego pobawionych emocji oczu.
Czas stanął w miejscu, a ja patrzyłam na dłoń w rękawiczce sięgającą po miraculum z, Bóg jeden wie, iloma jeszcze kropkami. Oczami wyobraźni zobaczyłam inną sytuację, w której Hawk Mothowi niemal powiodła się nieplanowana próba wykorzystania Chat Noir do odebrania mi kolczyków. Tyle razy robiło się już naprawdę nieprzyjemnie, ale zawsze miałam u boku partnera pilnującego moich pleców. Doceniałam jego wkład w chronienie mojego miraculum, kiedy sprawy przybierały naprawdę zły obrót, chociaż niemal od początku próbował przekonać mnie do ujawnienia swoich tożsamości. I dlatego ja powinnam bronić naszych miraculów, skoro on nie był do tego zdolny. Tym bardziej czułam przerażenie na myśl, że zakumizowane alter ego kota jest już tak blisko wygranej. Chat Noir nie wybaczyłby mi, gdybyśmy całą walkę z Hawk Mothem przegrali, bo nie udało mi się go uratować na czas.
😼😼😼
Wszystkie te przemyślenia nie trwały dłużej niż ułamek sekundy.
Skupiłam się na praktycznej części tej sytuacji. Chat Noir był ode mnie silniejszy, poza tym stał stabilnie, więc nie było mowy o odepchnięciu go, zwłaszcza że upadając, wypuściłam jojo z ręki. Kątem oka widziałam je tuż obok prawej nogi mojego opętanego partnera. Jedną dłoń zakończoną ostrymi pazurami - niebezpiecznie zbliżającą się do mojego ucha - spowijał cataclysm, druga zajęta była przez kij, co działało na moją korzyść.
Z doświadczenia wiedziałam, że najskuteczniejszą bronią jest element zaskoczenia, dlatego złapałam Chat Noir za ramiona i zdecydowanym ruchem przyciągnęłam do siebie. Wybacz, Kitty Cat, pomyślałam na ułamek sekundy przed tym jak nasze czoła zderzyły się i mój przeciwnik stracił równowagę. Odepchnęłam go i przetoczyłam się w stronę jojo, chwytając je w pędzie. Czując łupanie w czaszce, doskoczyłam do Chat Noir i oplotłam go w pasie, zmierzając do najbliższej latarni na skraju chodnika. W drugiej ręce trzymałam już pasek, którym przyszpiliłam jego nadgarstek do słupa. Chat Noir szarpnął się kilkukrotnie, usiłując oswobodzić dłoń albo chociaż sięgnąć cataclysmem opaski, ale improwizowane kajdanki skutecznie uniemożliwiały mu ruchy ręką. Złoczyńca zmrużył martwe oczy, patrząc na mnie nienawistnie.
-To jeszcze nie koniec, insekcie - wysyczał głosem mojego przyjaciela.
-Owszem, koniec.
Przyjrzałam się jego strojowi dokładnie. Gdzie jesteś, pasożycie? Kostium wyglądał zupełnie inaczej niż zwykle, więc odrzuciłam pomysł, żeby akuma ukryła się gdzieś w nim. Pierścień - dzięki Bogu - również odpadał, skoro przekształcił się wraz z przemianą, więc nie musiałam przynajmniej sięgać do niebezpieczniejszej z dłoni kota. Pozostawała jedna możliwość.
Mam cię. 
Chat Noir nadal usiłował dosięgnąć mnie kijem, więc odtrąciłam go i z bezpiecznej odległości wypuściłam jojo prosto w dzwoneczek na szyi, który pękł, uwalniając spaczonego motyla. Ćma zatoczyła kilka kręgów nad głową swojego dotychczasowego żywiciela i zaczęła leniwie oddalać się w stronę słońca. Przesunęłam palcem po awersie joja.
Wygląd mojego przyjaciela powoli wrócił do normy, podczas gdy ja zajęłam się akumą. Odwróciłam się na pięcie, akurat kiedy Chat Noir - mój prawdziwy Chat Noir - dźwignął się z ulicy z wyrazem zagubienia na twarzy.
-Co się... - zaczął, ale nagle urwał, otworzył szeroko oczy i wskazał palcem na moje uszy. - Przemiana, My Lady!
Cofnęłam się o krok, otrzeźwiona jego słowami i zawahałam się, niepewna czy zdążę jeszcze cokolwiek powiedzieć. Lepiej jednak nie igrać z czasem.
-Daj mi kilka chwil! - zawołałam, uciekając w bezpieczne miejsce.
Ledwie ukryłam się w ślepym zaułku, z dala od ciekawskich spojrzeń, a ostatnia kropka zniknęła z kolczyków i Ladybug została zastąpiona przez Marinette. Przytrzymałam Tikki, która opadła wycieńczona na moje dłonie. Zaraz jednak popatrzyła na mnie z nową energią.
-To było niebezpieczne  - odezwała się. - Hawk Moth chyba nigdy nie był bliżej wygranej, Marinette.
-Mhm - przytaknęłam. - Jedno miraculum miał już właściwie w garści. Chat Noir nawet by nie zaprotestował, gdyby zabrał mu pierścień.
Zagryzłam wargę, w zamyśleniu podając mojemu Kwami ciastko, które nosiłam w torbie na czarną godzinę. Popatrzyłam na Tikki przepraszająco.
-Ladybug powinna z nim porozmawiać.
Moja mała przyjaciółeczka skinęła głową, doskonale rozumiejąc sytuację i wgryzła się w smakołyk. Nie chciałam jej pospieszać, ale nic nie mogłam poradzić na lewą stopę, która zupełnie mnie nie słuchając, wybijała nerwowy rytm na kostce brukowej. Miałam wrażenie, że minęły wieki, zanim padły słowa Tikki:
-W porządku, Marinette, jestem gotowa.
🐞🐞🐞
Biegiem wróciłam w miejsce, w którym zostawiłam Chat Noir, ale ulica była pusta, nie licząc kilku osób niepewnie opuszczających swoje domy. Ktoś musiał donieść, że kryzys zażegnany. Pewien mężczyzna wskazał na mnie ręką, mówiąc coś do kobiety obok i coraz więcej osób zaczęło zwracać na mnie uwagę. Niedobry moment, bardzo niedobry, pomyślałam i machnęłam gapiom, ulatniając się pospiesznie.
Z dachu budynku miałam znakomity widok na pobliską część Paryża, ale Chat Noir nigdzie nie było.
-Szukasz kogoś, Bugaboo? 
Odwróciłam się do źródła głosu, wewnątrz wzdrygając się na myśl o tym, że już dziś ten sam głos witał mnie w podobny sposób. Tym razem Chat Noir wyglądał zwyczajnie. Opierał się niedbale o komin z rękoma założonymi na piersi. Uśmiechnęłam się, czując niewypowiedzianą ulgę i podeszłam bliżej.
-Ominęła cię naprawdę dobra walka - powiedziałam, usiłując obrócić całą sytuację w żart, jednak wyraz twarzy mojego przyjaciela wstrzymał mnie przed dalszym mówieniem.
-Chyba nie do końca ominęła, co?
Widziałam smutek w jego oczach i nietrudno było sobie wyobrazić, co musiał teraz czuć. Każdego dnia toczyć walkę z ubezwłasnowolnionymi ofiarami potwora i w końcu stać się jedną z nich. Sama czułabym się z tym okropnie, chociaż wiedziałam, że nic nie można na to poradzić. Tego się nie wybiera.
Położyłam dłonie na ramionach partnera, żeby skupić na sobie całą jego uwagę.
-Co się stało?
Chat Noir pokręcił tylko głową, spuszczając wzrok. 
-W porządku, nie mów, jeśli nie chcesz. Ale nie wolno ci się obwiniać.
Uszy mojego przyjaciela drgnęły na sekundę przed tym jak poderwał głowę i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
-Jak mam się nie obwiniać, Bug? Dałem się opętać tej bestii i wpędziłem nas tylko w kłopoty.
-Przestań! - zdenerwowałam się. - To nie zależało od ciebie!
-Owszem, zależało! - On też zaczął krzyczeć. - Doskonale wiedziałem, jak on działa, a i tak wpadłem w jego sidła!
Po tych słowach znów spuścił głowę, opierając ją na moim ramieniu. Ciężko było mi patrzeć na Chat Noir w takim stanie. Zniknęła jego brawura, cięty język i nonszalancja, a został ten przybity duch, którego nie poznawałam.
-Posłuchaj, Kitty Cat - mówiłam do czubka jego głowy, ale nie miało to żadnego znaczenia, bo i tak wiedziałam, że słucha. - Jesteśmy drużyną i musimy działać jak drużyna. A to wiąże się z tym, że czasem jedno musi uratować to drugie. Ale to nie oznacza, że ktoś zawiódł. Wyciągałeś mnie z tarapatów tyle razy, sama nie wierzę, że to mówię, ale Chloe miała rację: bez ciebie nie dałabym sobie rady. Najważniejsze, że wszystko wróciło do normy. 
Przez chwilę nic się nie działo, aż w końcu Chat Noir odsunął się ode mnie z lekkim uśmiechem.
-Dziękuję, Ladybug. 
-Nie ma sprawy - uspokoiłam się, widząc, jak uchodzi z niego całe zdenerwowanie. 
Może to z powodu radości, że znów jest sobą, a może zwyczajnie też tego potrzebowałam, ale tym razem nie zbyłam go, kiedy pochylił się i przytulił mnie do siebie. Odwzajemniłam uścisk, zaskakując nawet samą siebie. 
-Przyznaj, bardziej podobam ci się, kiedy nie jestem złoczyńcą czy jako opętany sługa HM? - zapytał z ustami tuż przy moim uchu. 
Odepchnęłam go i dałam kuksańca w bok, jednocześnie śmiejąc się z ulgą. Stary dobry Chat Noir. Puścił mi oczko z zawadiackim uśmiechem, więc uznałam rozmowę za zakończoną.
Wyrzuciłam jojo.
-Dobrze cię mieć z powrotem - wyznałam, zanim zwolniłam linkę, która pociągnęła mnie w kierunku domu. 
Po takim dniu marzyłam tylko o tym, żeby położyć się do łóżka i przespać w spokoju resztę popołudnia.

😼🐞😼🐞😼🐞😼🐞😼🐞😼🐞😼🐞😼🐞😼

Ja też marzę już tylko o łóżku, więc wybaczcie, ale wrzucam tekst na brudno; bez poprawek. 
Pound it! 🐞😼

czwartek, 28 czerwca 2018

Miraculous Tales of Ladynette and Chatdrien - Villain Cat (2/3)

🐞🐞🐞
-Nie mam się w co ubrać, Tikki! - jęknęłam, opadając na krzesło.
-Masz całą szafę ubrań! - zaprotestowało moje Kwami, marszcząc czoło.
-Ale wszystkie są nieodpowiednie! W tym wyglądam jak dziecko, ta koszulka jest już dawno sprana, a tej sukienki nie założę za nic w świecie - mówiąc, wskazywałam poszczególne rzeczy rozrzucone po podłodze. - Nie mogę iść na to spotkanie, wyglądając jak...  jak zwykle!
Przygarbiłam się i zakręciłam na krześle.
-Kogo ja oszukuję. To bez sensu, i tak wyjdzie beznadziejnie. Wygłupię się, albo Adrien nie przyjdzie, albo...
-Będziesz musiała porzucić plany - rzuciła Tikki.
-Właśnie!
-Mówię serio, Marinette. Sama zobacz.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że Tikki nie odrywa oczu od najnowszych doniesień kanału informacyjnego spod katedry Notre-Dame. Zwiększyłam głośność.
-... podejrzewają, że to nowy wytwór Hawk Motha. Prosimy mieszkańców o pozostanie w domach i przeczekanie aż sytuacja się uspokoi. Spod katedry Notre-Dame nadawała dla państwa...
Wyłączyłam się, kiedy kamerzysta zrobił zbliżenie i sylwetka nowego złoczyńcy stała się wyraźniejsza. Wytrzeszczyłam oczy w niedowierzaniu.
-Copycat!?
-Nie sądzę - ostudziła mnie Tikki. - Przyjrzyj mu się uważnie. Coś z nim jest nie tak.
Skupiłam się na postaci na ekranie i musiałam przyznać jej rację. Copycat był wiernym odtworzeniem Chat Noir, włączając w to wszystkie moce miraculum. Ten nowy wyglądał natomiast jakby tylko zainspirował się postacią mojego towarzysza: miał prawdziwe pazury, ćwiekowaną kurtkę i te oczy! Lśniły jak złoto i były równie martwe, co nadawało ich właścicielowi przerażającego wyglądu. 
-A co to ma być?
-Łudząco podobne do Antibug - Tikki popatrzyła na mnie wyczekująco.
-Myślisz, że Chat Noir zalazł komuś za skórę? - zastanowiłam się nad prawdopodobieństwem. - Hm, właściwie to taki jakby jego dar. Tikki...!
Przerwał mi dzwonek telefonu. Zerknęłam na wyświetlacz. Alya.
-Widziałaś wiadomości?! - wykrzyczała do słuchawki, kiedy tylko odebrałam. - Muszę koniecznie iść pod katedrę! Kino odwołane. Nino odezwie się do Adriena.
-Nie ma sprawy. I tak powinniśmy zostać w domach - poinformowałam ją, chociaż nie miało to najmniejszego sensu.
-Nie ma szans! Muszę zdobyć jakiś materiał na bloga! Widzimy się w szkole!
Rozłączyła się, nawet nie czekając na moją odpowiedź. Wzruszyłam ramionami.
-Nikt jej nie zatrzyma. Tikki, kropkuj!

😼😼😼
Pod katedrę udało mi się dotrzeć jeszcze przed Alyą i co ważniejsze, przed Chat Noir, który nie odpowiadał na moje telefony, chociaż wyraźnie był dostępny. Za to tłum fotoreporterów i nowa ofiara Hawk Motha zdążyli już zniknąć, nie zostawiając żadnych wskazówek co do swojego następnego ruchu. Ruszyłam pierwszą uliczką z brzegu, mając nadzieję, że złoczyńca nie uciekł za daleko. W końcu i tak musiał mnie znaleźć, żeby zdobyć miraculum. 
Na ulicach nie mijałam zbyt wielu ludzi, większość ukryła się w domach i czekała aż ich obrońcy "załatwią sprawę". Właśnie, obrońcy... Spróbowałam ponownie skontaktować się z Chat Noir, ale odpowiadał mi tylko głuchy sygnał.
-Szukasz kogoś?
Uśmiechnęłam się na dźwięk znajomego głosu. Odwróciłam się do źródła.
-Mógłbyś czasem odbierać telefon, ko... - urwałam w pół słowa, zupełnie zaskoczona tym, co zobaczyłam. - Kitty Cat?!
Nowy złoczyńca Hawk Motha stał przede mną w całej okazałości. Miał koci kij, którym wywijał z nonszalancją znajomym gestem. Przechylał głowę z zainteresowaniem, machając ogonem, ale w jego oczach brakowało tej sympatycznej iskierki, którą tak lubiłam. Stroszył uszy, jakby szykował się do ataku i ten ruch też wydawał mi się swojski. Ale na tym kończyły się wszystkie podobieństwa. Ostre pazury, oczy bez duszy i nowy strój zupełnie nie przypadły mi do gustu.
-Tęskniłaś?
Mój zakumizowany przyjaciel nie dał mi zbyt wiele czasu na oswojenie się z szokującym odkryciem. Zaatakował znienacka, podcinając mi nogi kocim kijem i tnąc pazurami. Odsunęłam się w ostatniej chwili, tracąc stabilne podparcie i spadając w przepaść. Zarzuciłam jojo, umykając złoczyńcy, który najwyraźniej nie miał zamiaru odpuszczać. Czułam jego obecność, kiedy przemierzałam paryskie dachy, gorączkowo usiłując znaleźć jakieś rozwiązanie. Walka z ofiarą Hawk Motha bez wsparcia brzmi jak szaleństwo. Obejrzałam się przez ramię; zakumizowany Chat Noir deptał mi po piętach.  Nie ma mowy o dotarciu do Mistrza Fu dopóki nie pozbędę się ogona.
Skręciłam za hotelem Grand Paris i ukryłam się w cieniu kolumn przy głównym wejściu. Elegancki mężczyzna w garniturze na miarę zamarł w pół kroku, patrząc na mnie ze zdumieniem. Przytknęłam palec do ust i gestem pokazałam mu, żeby się nie zatrzymywał. Kiedy mężczyzna zniknął we wnętrzu hotelu, rozejrzałam się po okolicy. Ani śladu kota. To było łatwiejsze niż sądziłam. 
Zawróciłam pod katedrę, zmierzając do domu Mistrza Fu. Zwolniłam, dostrzegając w dole biegnącą z telefonem w ręku Alyę. Mówiła coś, robiąc zapewne transmisję na żywo na swojego bloga, a to mogło oznaczać, że dostrzegła Ladybug. Skoro jednak ja byłam na dachu, a ona kręciła coś przed sobą, bez dwóch zdań oznaczało to nadciągające kłopoty.
Odwróciłam się, w ostatniej chwili unikając rzuconego w moim kierunku kija. Chat Noir był niedaleko, lustrując mnie wściekłym spojrzeniem. Nie mogę uwierzyć, że dopadła go akuma. Zeskoczyłam z dachu, lądując tuż przy Alyi. Co takiego się stało?
-Świetnie cię widzieć! - ucieszyła się na mój widok, nic sobie nie robiąc ze zbliżającego się niebezpieczeństwa. - Czy mogłabyś powiedzieć...
-Powinnaś się stąd ewakuować, Alya.
-Nie ma mowy! Muszę...
-Uważaj! - krzyknęłam, chociaż oczywistym było, że Alya jest za wolna.
Jak w zwolnionym tempie widziałam lecącą ku przyjaciółce postać w czarnym kostiumie, a potem wszystko działo się już bardzo szybko. Sięgnęłam po swoje jojo i zamachnęłam się, oplatając Alyę, po czym odciągnęłam ją na bok i zwinęłam broń.
-Uciekaj!
Alya tym razem posłusznie odbiegła w przeciwnym kierunku, chociaż podejrzewałam, że po prostu schowa się w jakiejś bramie z dobrym widokiem na całą akcję. Odwróciłam się do kota.
-Przestałaś uciekać, Bugaboo?
Przemilczałam odpowiedź, analizując sytuację, w której się znalazłam. Nie miałam pomysłu, co robić dalej, zwłaszcza, że mój jedyny plan opierał się na wezwaniu Reny Rouge. Mogłam zmusić Chat Noir do użycia cataclysmu, ale brakowało mi pewności, czy jego moce nadal działały tak jak zwykle. Co, jeśli ogranicznik czasowy już go nie dotyczył? A nawet jeśli, to co by się stało, gdyby ostatnia poduszka z pierścienia zniknęła? Nie miałam gwarancji, że Chat Noir stanie się bezbronny. Poza tym nadal uważałam, że nie powinniśmy znać swoich tożsamości. Zagryzłam wargę.
-Zawsze możesz oddać mi swoje miraculum po dobroci - odezwał się. - Zaoszczędziłoby to nam bezsensownej walki.
-Chyba śnisz.
Zakumizowany Chat Noir wykrzywił usta w groteskowej parodii uśmiechu i sięgnął po swoją broń.
-Świetnie. Nawet tak wolę.
Tym razem byłam przyszykowana na starcie, ale ciężko było mierzyć się z oburęcznymi ciosami wysłannika Hawk Motha zaślepionego pragnieniem zdobycia miraculum. Tylko jakiś zupełny przypadek sprawił, że udało mi się obezwładnić Chat Noir, który mrugnął do mnie, uderzając otwartą dłonią w ulicę.
-Cataclysm!
Ziemia zatrzęsła się, pękając we wszystkich kierunkach, a Chat Noir wykorzystał chwilową niestabilność, żeby zepchnąć mnie z siebie. Odturlałam się, jednocześnie unikając wymierzonego w moją głowę kociego kija.
-Nieładnie kopać leżącego - syknęłam, wyjmując jojo.
Zerknęłam w kierunku pierścienia Chat Noir i ze zgrozą odkryłam, że nie było na nim zupełnie nic. Cały pokryty głęboką czernią pozbawił mnie wszelkich nadziei na osłabienie przeciwnika po użyciu mocy. No to jestem w kropce.
Mój umysł pracował na zwiększonych obrotach. Zupełnie jak Chat Noir, który zaatakował ze zwiększoną siłą, najwyraźniej rozdrażniony wcześniejszą przegraną. Zaciskał ze wściekłością zęby i odnosiłam wrażenie, że zaraz zacznie warczeć, co jakimś cudem wydało mi się niesamowicie zabawne. Sytuacja była jednak dużo mniej niż zabawna. Walczyłam automatycznie, gorączkowo starając się znaleźć jakiejś wyjście z tej chorej historii. Zdarzało mi się już ścierać z Chat Noir, ale  nigdy nie podejrzewałam, że przyjdzie mi mieć w nim prawdziwego wroga.
-Cataclysm!
Dłoń w rękawiczce cięła powietrze w kierunku mojej twarzy. Oplotłam jojo wokół nadgarstka Chat Noir i szarpnęłam, odrzucając go od siebie. Nieograniczony cataclysm?! To chyba jakiś żart. Odwróciłam się w momencie, kiedy mój zakumizowany przyjaciel pozbierał się z ziemi i ruszył biegiem, żeby mi za to odpłacić.
Zaczyna się robić gorąco.
-Lucky charm!
🐞🐞🐞

Cześć i dzięki za przeczytanie drugiej części Villain Cat ;) 

Video montage: LadiesOfMiracle

środa, 27 czerwca 2018

Miraculous Tales of Ladynette and Chatdrien - Villain Cat (1/3)

🐞🐞🐞
-Widzimy się, m'Lady!
Zarzuciłam jojo i zniknęłam na najbliższym dachu, zanim wszystkie kropki z kolczyków zniknęły i Chat Noir poznałby moją prawdziwą tożsamość. Znałam tą kamienicę jak własną kieszeń, więc spokojnie przemieniłam się za jednym z kominów i podeszłam do drzwi prowadzących na klatkę schodową.
Wyszłam na ulicę jak gdyby nigdy nic, kierując się do domu. Kiedy mijałam most zakochanych, dostrzegłam Andre nakładającego porcję lodów szczupłemu blondynowi w markowych jeansach. Stanęłam na środku chodnika z bijącym sercem, ledwie zauważając przytuloną parę, która omal na mnie nie wpadła i rzuciła jakąś nieprzyjemną uwagę pod moim adresem. Nieważne skoro to... jakiś zupełnie nieznajomy chłopak dużo mniej przystojny i zjawiskowy niż Adrien. Jęknęłam, przeklinając się w duchu za taką naiwność. Zresztą, nawet gdyby to był Adrien, to co bym mu powiedziała? Cześć, jak się widzieć, miło cię mieć? Albo klasycznie: A-a-a-drien, bla bla bla. Dużo bym dała, żeby jedną z mocy Ladybug była umiejętność rozmawiania z Adrienem. Albo wymazywanie pamięci, żeby chociaż nie pamiętał tych wszystkich momentów, kiedy zrobiłam z siebie kretynkę w jego obecności. Pewnie to by oznaczało, że musiałby zapomnieć o mnie w ogóle.
Pchnęłam drzwi do piekarni i powitała mnie martwa cisza. Przekręciłam zamek i ruszyłam w głąb domu, wspinając się po schodach. Rodzice musieli już spać, bo z ich sypialni nie dochodził mnie nawet najcichszy dźwięk ulubionego wieczornego programu taty. Zerknęłam na zegarek. Wpół do dwunastej. Wybałuszyłam oczy i najciszej jak potrafiłam, skierowałam się do swojego pokoju. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie potrąciła przy okazji półmiska z owocami, z którego wysypały się jabłka, robiąc niewiarygodny hałas.
-Marinette? - zaspany głos mamy obudził alarm w mojej głowie.
Nie może tu przyjść!
-Zachciało mi się pić, mamo, przepraszam!
Odpowiedziało mi tylko ciche pochrapywanie taty. Odetchnęłam z ulgą i odłożyłam owoce na miejsce, co nie było takie łatwe w egipskich ciemnościach panujących w kuchni. Chat Noir nie miałby z tym problemu, przemknęło mi przez myśl, kiedy zaczęłam wspinać się na poddasze. W pokoju padłam na swoje łóżko w ubraniach, czując niewyobrażalne zmęczenie.
-Tiki? - szepnęłam, ale moje Kwami milczało jak zaklęte.
Zajrzałam do torebki. Tiki spała w najlepsze wśród okruszków ciasteczek, które musiała spałaszować, kiedy tylko się przemieniłam. Zdjęłam kurtkę i buty, po czym resztkami sił zagrzebałam się w pościeli.
😼😼😼
Rano zamiast budzika, usłyszałam cieniutki głosik tuż przy uchu:
-Marinette! Marinette, wstawaj!
Zrzuciłam z siebie kołdrę, jeszcze zanim otwarłam oczy. Kiedy zeskoczyłam z łóżka, zakręciło mi się w głowie, więc usiadłam z powrotem, a Tiki natychmiast przycupnęła na moim ramieniu z kolejnym kawałkiem ciastka.
-Znowu się spóźnię, Tiki - jęknęłam.
-Ratowałaś Paryż, Marinette, a to chyba warte jednego spóźnienia.
-Aha, tylko szkoda, że nikt o tym nie wie - przypomniałam jej, wciągając na siebie przypadkowe ubrania.
Dziesięć minut później stałam w kuchni, gotowa do wyjścia,
-Znowu nie zjadłaś śniadania. Co się z tobą dzieje, Marinette? - zaniepokoiła się mama, podając mi kanapkę.
-Wszystko w porządku - zapewniłam. - Muszę lecieć, cześć!
Wybiegłam z mieszkania, po drodze żegnając się z tatą i wypadłam na ulicę, świadoma, że lekcje się już rozpoczęły. Biegłam, dopóki nie złapała mnie kolka i dalej poczłapałam się już tylko, modląc się, żeby czas zwolnił.
Do klasy wślizgnęłam się siedem minut po czasie i był to jak na razie mój najlepszy czas dotarcia do szkoły. Nauczycielka stała plecami akurat plecami do mnie, notując coś na tablicy. Pierwsi dojrzeli mnie Alya i Nino, który szturchnął w bok Adriena, zwracając uwagę większej ilości osób. Powoli stawało się to codziennością: ja zakradałam się do sali, a cała klasa obserwowała moje poczynania, czekając aż nauczyciel mnie zauważy. Jeśli udało mi się usiąść w ławce, zanim to się stało - moje spóźnienie nie zostawało odnotowane, dlatego za każdym razem traktowałam to jak walkę na śmierć i życie.
Z wprawą przekroczyłam plecak Adriena, dziękując w duchu, że miałam ławkę tak blisko drzwi.
-Nieźle, siostro - pochwaliła mnie Alya, kiedy usiadłam na swoim miejscu.
Odetchnęłam bezgłośnie i uśmiechnęłam się triumfalnie. Grymas zastygnął mi na twarzy, kiedy chłopaki odwrócili się do nas, a ja zatonęłam w zielonych oczach Adriena na dobre. Alya kopnęła mnie w kostkę pod ławką, wyławiając mnie z nich skutecznie. Przeniosłam wzrok na Nino, który otworzył usta, żeby coś powiedzieć - zapewne pogratulować mi udanego wejścia - ale nauczycielka okazała się szybsza:
-Chłopcy, prywatne sprawy proszę załatwiać po lekcjach.
Całą czwórką spłonęliśmy rumieńcem i posłusznie skupiliśmy się na tablicy, choć potencjalna wizyta u dyrektora groziła wyłącznie mi. Ciekawe, czy Chat Noir też tak zawala po wyczerpujących akcjach, westchnęłam w duchu. Zreflektowałam się jednak szybko, bo prywatne życie mojego partnera nie powinno mnie ani trochę interesować.
Co innego Adrien.
Resztę dnia przetrwałam wgapiona w jego plecy, fantazjując o wszystkich tych rzeczach, które zapewne spaprałabym, jąkając się albo potykając o własne nogi. W moich wyobrażeniach, rzecz jasna, z każdej sytuacji wychodziłam z twarzą, co zresztą świadczy o tym jak wybujałą wyobraźnię posiadam...
Kiedy wychodziłam z Alyą ze szkoły, Adrien i Nino czekali na nas u stóp schodów, doprowadzając szofera Agrestów do białej gorączki. Zamachali nam, żebyśmy się pospieszyły.
-Dzisiaj w kinie nadają świetny film akcji. Macie ochotę do nas dołączyć? - zaproponował Adrien, przeskakując wzrokiem ze mnie na Alyę i z powrotem.
-Z przyjemnością! - Alya szturchnęła mnie łokciem. - Prawda, Marinette?
Otrząsnęłam się z wyobrażeń o obejmowaniu się w kinie z Adrienem i wyszczerzyłam entuzjastycznie.
-Mhm - potaknęłam, kiwając zamaszyście głową.
-Świetnie, to o szóstej pod kinem - rzucił na pożegnanie Adrien, zanim pobiegł w kierunku samochodu.
Ledwie zauważyłam, że Nino również już się oddalił i dopiero Alya przywołała mnie do rzeczywistości. Pomachała mi ręką przed oczami z kpiącym uśmiechem.
-Musisz naprawdę nad sobą popracować, dziewczyno.
-Idę do kina z Adrienem - powiedziałam rozmarzonym głosem.
Alya wydała z siebie coś pomiędzy jęknięciem a parsknięciem i ruszyła w kierunku domu zamaszystym krokiem. Popędziłam za nią.
-A co tam z Nino?
-A co ma być? Rozmawiam z nim - dogryzła mi. - Świetny sposób na zbliżenie się do chłopaka, wiesz?
-Ha ha, pracuję nad tym.
-Masz niewiele czasu, Marinette. Lepiej pracuj szybciej - mrugnęła do mnie. - Widzimy się pod kinem. Tylko nie zapomnij!
Rozdzieliłyśmy się i niemal biegiem rzuciłam się w stronę domu, żeby przygotować się chociaż trochę na wieczorną randkę z Adrienem. Choć teoretycznie nie szliśmy na randkę. Bez różnicy.
🐞🐞🐞
-Ale tato! 
-Żadnych "ale", Adrien. Dziś wieczorem masz dodatkową lekcję chińskiego i nie mam zamiaru jej odwoływać. Pójdziesz ze znajomymi do kina innym razem - głos ojca brzmiał oschlej niż zwykle. - I nie doprowadzaj mnie do ostateczności swoimi grymasami. 
Milczałem, patrząc jak znika w swoim gabinecie dumny z kolejnej złapanej szansy uziemienia mnie w domu. Wiedziałem, że każda próba przekonania go, żeby przełożyć chiński skończy się powrotem do nauczania indywidualnego. Zamiast tego zatrzasnąłem się w swoim pokoju i rzuciłem torbą w ścianę, co niezbyt spodobało się Plaggowi, którego niemal zgniotłem między książkami. 
-Mam tego po dziurki w nosie, Plagg! - warknąłem, uderzając pięścią w blat biurka. - Cały swój czas poświęcam na wszystko, czego życzy sobie ojciec i nie dostaję nic w zamian! 
-Co się wściekasz, spójrz na dobre strony - rzucił, rozsiadając się wygodnie przy talerzyku z camembertem. - W domu mamy cały zapas pysznego sera!
-Plagg, myślisz tylko żołądkiem.
Z wściekłością kopnąłem w fortepian, którego struny zatrzeszczały w proteście. 
-Na pewno nie spędzę znowu całego popołudnia w domu. Plagg, wysuwaj pazury.
Niezadowolony jęk Kwami ucichł, kiedy zniknął w pierścieniu, porzucając nadgryziony camembert. Nadal nabuzowany złością wskoczyłem na parapet i wychyliłem się przez okno. Nic tak nie odprężało jak poczucie wolności, kiedy chowałem się za maską i mogłem robić wszystko na co miałem ochotę.  Ale tym razem nawet to nie pozwalało mi się wyciszyć. wspiąłem się na dach, patrząc z góry na Paryż w godzinach szczytu. Zacisnąłem dłoń w pięść.
Powinienem móc go oglądać bez magicznych zdolności i maski na twarzy.
Nie zdawałem sobie sprawy z czyjejś obecności, dopóki niewielki, ciemny kształt nie zamajaczył mi przed oczami.
Akuma!
O nie, nie, nie...!
Cofnąłem się jak oparzony, usiłując oddalić się od małego pasożyta. Zamachnąłem się kilka razy kijem, chociaż nie miałem najmniejszych szans z paskudną ćmą bez joja Ladybug. Zresztą walka straciła dla mnie jakikolwiek sens, kiedy akuma usiadła na dzwoneczku, a w głowie usłyszałem głos, który normalnie zjeżyłby mi włosy na karku. 
-Witaj, Villain Cat. Mam dla ciebie propozycję.
😼😼😼
Witam w zapożyczonym uniwersum Miraculous! Skoro wiadomo już, że posiadacze miraculum mogą zostać zakumizowani to pewnie kwestią czasu jest, że ujrzymy w tej roli Chat Noir lub - co gorsza - Ladybug 🐞😼 Miłej lektury!