Nogi Artemis wrosły w ziemię, a usta odmówiły posłuszeństwa. Bogini
wewnętrznie krzyczała z rozpaczy, choć na placu przed pałacem panowała złowroga
cisza. Dało się w niej wyczuć porażkę. Apollo, bóg życia i słońca, bratnia
dusza Artemidy i jeden z najwyższej dwunastki został zabrany. Bogini poczuła
przejmujący chłód. Jak mogli być tak ślepi? Dlaczego nikt nie zwolnił i nie
przeanalizował tej sytuacji na zimno? Thanásima nie pragnęli pałacu, jeszcze
nie teraz. Przecież bogowie doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że
interesowała ich wyłącznie moc, którą mogli zbierać do własnych celów. Potrzebowali
jej. Zwykle napadali na samotnie podróżujących będących łatwym celem, ale
dwunastka z Zeusem na czele zaszyła się w pałacu i ukryła przed thanásima. Artemida
nie miała pojęcia, czy śmiercionośni byli świadomi tego, że Hera i Posejdon
znajdowali się poza bezpiecznymi murami. Natychmiast cała się zjeżyła. Bezpiecznymi.
Właśnie boleśnie się przekonali, że pałac wcale nie był azylem. Stał się dla
nich więzieniem, a w przyszłości – kto wie – być może grobowcem.
Wszyscy bogowie w skupieniu patrzyli na Zeusa i Artemidę. Każde z nich
przedstawiało zupełnie inny obrazek. Najwyższy z bogów zaciskał dłoń w pięść, a
na jego twarzy odmalowała się koncentracja. Niemal można było usłyszeć jak
przez jego myśli przewijają się różne scenariusze, w których szuka odpowiedzi
na swoje pytania. Było jasne, że jeśli ktoś
mógł znaleźć odpowiednie rozwiązanie, tą osobą był Zeus. Wystarczyło jedno jego
słowo, a wszyscy bogowie odpowiedzieliby na wezwanie i ruszyli do walki. Czy to
mogłoby wystarczyć? Bogowie byli władzą, ale po raz pierwszy nie znali swojego
przeciwnika.
Artemida z kolei wyglądała, jakby zamierzała rozłupać wszechświat na
pół i wyrwać z niego siłą brata bliźniaka, który chwilę wcześniej rozpłynął się
w czarnym dymie niby miraż pustynny. W jej oczach płonął taki gniew, że nawet
wierne nimfy, które stały w drzwiach pałacu, nie odważyły się podejść bliżej.
- Może zbierzmy
się w środku. – Ton Hestii sugerował, że to wcale nie było pytanie. Brzmiał
głośno i nienaturalnie w przejmującej ciszy. – Zeusie?
Bóg skinął krótko głową i wszystkie jego dzieci oraz rodzeństwo ruszyli
do pałacu. W miejscu pozostała tylko Artemida, która dla odmiany niewidzący
wzrok skierowała ku rozdartej bramie. Była boginią łowów. Miała po swojej
stronie księżyc, lasy, zwierzęta i góry. Kto, jak nie ona, mógł odnaleźć Apolla
i sprowadzić go do domu?
- Artemido?
Suelle zrobiła krok w kierunku bogini i skłoniła się lekko.
- Oczekują cię
w wielkiej sali.
- Pilnujcie
bramy. Zabijcie każdego, kto zbliży się bez podania ważnego powodu.
Jej towarzyszki przytaknęły milcząco i natychmiast ustawiły się w
przejściu, strzegąc wejścia do pałacu bogów. Na ramieniu Katne przysiadł orzeł
Zeusa.
Z wielkiej sali dobiegały podniesione głosy, co nieszczególnie dziwiło
Artemidę. Po tylu latach spędzonych w niemal zamkniętym gronie bogowie szybko
się na siebie irytowali. Nie było też zaskoczeniem, że po dwóch stronach sporu
znaleźli się Zeus i Hades.
- Sugerujesz,
że powinniśmy porzucić Apollina?
Istniał jeden istotny fakt, o którym nie wiedziało wiele osób – Hades
był uosobieniem spokoju. Przebijał w tym nawet swojego brata. Bóg świata
zmarłych budził powszechny strach, ale wynikał on jedynie z tego, że ludzie
podświadomie obawiali się sądu. Wiedzieli bowiem, iż Ajakos, Minos i Radamantys
widzieli każdy najdrobniejszy postępek, a ich werdykt zawsze był sprawiedliwy.
Nic dziwnego, że nieczyści i ograniczeni ludzie drżeli na myśl o stanięciu
przed trybunałem. Marne były ich szanse na wieczne szczęście w otoczeniu Pól
Elizejskich.
- Nigdy nie
porzuciłbym własnego dziecka, Hadesie – zagrzmiał Zeus, a jego brwi zbliżyły
się do siebie w nieprzyjemnym grymasie.
Ciche, niemal niesłyszalne parsknięcie zwróciło uwagę Artemidy. Bogini
spojrzała w odległy kąt sali i dostrzegła Dionizosa z krzywym uśmieszkiem
przyglądającego się potyczce braci. W jego dłoni kołysał się kieliszek, a
sądząc po błędnym spojrzeniu, nie był to pierwszy tego dnia. Był tu przez cały
czas? W tym stanie kompletnie nie nadawał się do walki, ale Artemis nie mogła
uwierzyć, że zapijał się w najlepsze, kiedy Apolla pojmali i wyprowadzili z
pałacu. Ich spojrzenia skrzyżowały się i uśmiech Dionizosa osłabł. Z nietypową
dla siebie powagą bóg uniósł kieliszek, jakby chciał w ten sposób pocieszyć
siostrę. Artemida żałowała, że nie włóczył się już po świecie śmiertelników,
żeby z radością opijać wschody, zachody czy co on tam świętował.
- A jednak nie
chcesz wyruszyć na poszukiwania syna. – Hades stał z zaplecionymi na szerokiej
piersi ramionami. Był podobny do Zeusa: wysoki, barczysty i władczy. Obaj mieli
włosy w jasnym kolorze, choć Hades, w przeciwieństwie do brata, obcinał swoje
krótko i nie nosił brody. Wyglądał przez to na sporo młodszego. – Marnujesz
czas.
- Wykorzystuję
go na zaplanowanie swoich działań, bracie.
- Nie jesteś w
stanie ich zaplanować, Zeusie. – Hades pokręcił głową. – Nie znamy przeciwnika.
Nie wiemy, jakie ma siły i gdzie się ukrywa. Trzeba to przyznać, znajdujemy się
w ciężkiej sytuacji.
- I nie będę
jej pogarszał, ryzykując utratę kolejnych członków rodziny. – W głosie Zeusa
zabrzmiała stalowa nuta. – W imię czego? Ślepych poszukiwań? Jak sam
zauważyłeś, nie wiemy za wiele. Nie jesteśmy w stanie pójść do ich kryjówki,
wyważyć drzwi i odebrać Apolla. Rozpłynęli się w powietrzu, Hadesie, nie
zostawiając żadnych śladów.
Pozostali bogowie milczeli, nie okazując poparcia żadnej ze stron.
Artemida popatrzyła po nich, usiłując przewidzieć podział sił. Ares bez
wątpienia poparłby Zeusa. Był bogiem wojny, jego życie składało się ze
strategii i planów. Hestia zapewne czuła się rozdarta – ratować bratanka czy
zabezpieczyć innych członków rodziny? Hefajstos był jak jego ogień: wolał
działać niż dyskutować. Artemida wierzyła, że w tym sporze poparłby Hadesa.
Podobnie jak Afrodyta, która zawsze miała słabość do Apolla o pięknej twarzy.
Nie stanęłaby zresztą przeciw własnemu mężowi. Nawet w tej chwili trwała
wiernie u boku Hefajstosa, krzywiąc się z niepokoju. Atena z pewnością
rozważyłaby wszystkie możliwości, zanim podjęłaby jakąkolwiek decyzję. Artemis
nie miała tylko pojęcia, co byłoby według siostry mądrzejszym wyborem, gdy na
szali stało życie Apolla.
- Wobec tego,
co proponujesz?
- Powinniśmy
przeanalizować informacje, które już zdobyliśmy – oświadczył Zeus, spoglądając
po reszcie bogów. Jego wzrok na ułamek sekundy zawisł na Artemidzie. Bogini
odebrała to jako ostrzeżenie. – Być może wyciągniemy z nich coś, co wcześniej
nam umknęło.
Przeanalizować? Artemida z niedowierzaniem przysłuchiwała się
ojcu. Czy on naprawdę zamierzał siedzieć i myśleć, zamiast zrobić coś w sprawie
Apolla? Ta sytuacja wymagała reakcji. Skoro ich poszukiwania dotychczas nie
przyniosły efektów, należało wreszcie przyznać, że Zeus się pomylił. Przyjąć
inną taktykę.
- Czas nie
działa na naszą korzyść, bracie – odezwał się Hades, zupełnie jakby czytał
Artemidzie w myślach.
- Mówisz tak,
jakbym nie zdawał sobie z tego sprawy – powiedział Zeus władczym tonem. – Ja
jednak podjąłem już decyzję. Nie zaryzykuję życia kolejnych dzieci. Hera i
Posejdon nadal przebywają poza pałacem. Nie możemy pozwolić sobie na jeszcze większe
rozproszenie.
Hermes poruszył się niespokojnie. Artemida zdała sobie sprawę z tego,
że wcześniej nie wzięła pod uwagę jego zdania w całym sporze. Najmłodszy z
dwunastki często był pomijany w tego rodzaju sprawach. Traktowano go jako
dobrego towarzysza, dowcipnisia, a nawet wysłannika oraz dyplomatę, ale łatwo
zapominano o tym, że Hermes również należał do najwyższych bogów. Bogini nie
miała jednak wątpliwości, co do jego zdania. Decyzja Zeusa w widoczny sposób
nie przypadła mu do gustu.
- Aresie. –
Zeus przeniósł spojrzenie z Hadesa na syna. – Ta bitwa potoczyła się inaczej
niż mogliśmy przypuszczać.
Artemida zdawała sobie sprawę z tego, że ojciec w ten sposób chciał
dowiedzieć się, co o całym zajściu sądził bóg wojny, a jej zupełnie to nie obchodziło.
Korzystając z tego, że nadal stała przy drzwiach, obróciła się na pięcie i
opuściła salę. Czuła na sobie czyjeś spojrzenie, ale nie sprawdziła, do którego
z bogów należało. Jej myśli zaprzątał teraz zupełnie inny problem.
Wspinając się po schodach, Artemida układała w głowie szybki plan. Nie
zgadzała się z ojcem, który zamierzał czekać bezczynnie i porzucić Apolla na
pastwę losu. W tej sprawie trzeba było działać, Hades miał rację – czas nie
działał na ich korzyść. Artemis nie miała bladego pojęcia, w jaki sposób
śmiercionośni pozbawiali bogów mocy, ale wątpiła, żeby potrzeba było do tego
specjalnych warunków. A to oznaczało, że jej bliźniak w każdej chwili mógł
odejść z tego świata raz na zawsze. Bogów niełatwo było uśmiercić (zwłaszcza,
gdy światem zmarłych rządził ich krewny), ale istniały pewne sposoby, które
nawet Hadesowi odbierały szansę na przywrócenie ich do świetności. Nikt nie
raczył wyjaśnić bogini, w jaki dokładnie sposób działali thanásima, więc mogła
tylko przypuszczać, co czekało Apolla. Nie zamierzała jednak czekać, aż jej
czarne myśli się ziszczą.
Z kołczanem i łukiem zawieszonymi na plecach sięgnęła po złoty klucz do
zbrojowni, w której Hefajstos składował przygotowywaną przez siebie broń. Brat wręczył
jej go zmęczony nieustannym donoszeniem strzał, które niegdyś Artemida zużywała
w zatrważającym tempie. W ten jednej chwili była naprawdę wdzięczna za dostęp
do jego skarbnicy. Plan, który stworzyła, wymagał dyskrecji, dlatego nie
zamierzała wtajemniczać żadnego z bogów. Wymagał także broni, a miecz otrzymany
od Aresa nie spełniał jej oczekiwań. Artemida od zawsze wolała walczyć przy
użyciu łuku, podobnie jak Apollo, który władał mieczami chyba gorzej nawet od
Hermesa.
Bogini pospiesznie omiotła spojrzeniem sypialnię, zastanawiając się,
czy o niczym nie zapomniała. Nie zamierzała zostawiać listu do rodziny:
doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej nieobecność będzie najbardziej
wymownym wyjaśnieniem. Wyszła na korytarz, nawet nie zamykając za sobą drzwi.
Kiedy mijała sypialnię brata, odruchowo przystanęła. Dłoń przyłożyła do
drewna i przesunęła nią po drzwiach, jakby czułym gestem chciała dosięgnąć
Apolla. Musiała go znaleźć. Wiedziała, że jej się to uda. Na ułamek sekundy
zamknęła oczy, usiłując go wyczuć, a potem zacisnęła dłoń w pięść i ruszyła
korytarzem w stronę zbrojowni. Więź z bliźniakiem nie działała. Gdziekolwiek zabrali
go thanásima, ich połączenie tam nie docierało.
Artemidzie udało się dotrzeć do zbrojowni, nie będąc zauważoną. Wsunęła
klucz w wąski otwór i wrota stanęły przed nią otworem. Setki mieczy, łuków,
włóczni, tarcz i innych broni trwało w nienaruszonym stanie, cierpliwie
czekając na swój czas. W zbrojowni bogów przedmioty nie pokrywały się kurzem,
wilgoć nie powodowała korozji, a czas nie umniejszał ich świetności. Każda broń
wyglądała, jakby ledwie minutę wcześniej kowal wykonał ostatnią poprawkę. Artemis
skierowała się ku zbiorze strzał. Jej kolekcja wykonana z drzewa oliwnego i
harpich piór zdobiona była misternie wyżłobioną łanią. Tuż obok leżały strzały
z motywem lauru. Bogini westchnęła i napełniła kołczan do granic jego
możliwości. Następnie odwróciła się na pięcie i skierowała się do wyjścia,
starając się skupić na celu.
Z mijanej półki zgarnęła dwa sztylety, które przymocowała do pasa, a
potem opuściła zbrojownię i wspięła się po schodach z determinacją. Hol pałacu
był skąpany w ostrym słońcu przypominającym złociste loki na głowie Apollina. Promienie
ogrzały gładką skórę bogini, kiedy pokonała ostatnie stopnie i stanęła na
wprost bramy. Wrota do pałacu wyglądały teraz jak dziura, która zionęła w sercu
bogini.
Artemida zbliżyła się do nimf, które nadal strzegły wejścia. Pięć kobiet
skłoniło się z szacunkiem, choć Katne jednocześnie zmarszczyła brwi. Oczywiście,
dostrzegły uzbrojenie bogini oraz zaciętość malującą się na jej twarzy. Tylko głupiec
nie połączyłby tych faktów.
- Nie zmuszę
was do kłamstwa – odezwała się Artemida, zanim którakolwiek z nimf zdążyła
zabrać głos. – Jeśli Zeus zapyta, powiedzcie mu prawdę.
- To znaczy, że
nie zabierzesz nas ze sobą? – Efne była szczerze zdumiona.
Pozostałe nimfy spojrzały na Artemidę z podobnym zaskoczeniem.
- W takiej
grupie natychmiast zwrócimy na siebie uwagę – wyjaśniła bogini. – Poza tym,
jeśli będę was potrzebowała, wierzę, że odpowiecie na wezwanie.
Nie zamierzała prosić swoich przyjaciółek o pomoc, ale wiedziała, że mówiąc
to, uspokoi je choć trochę. Vian zacisnęła usta, a Neeria splotła ramiona na
piersi. Nie były przekonane, ale nie mogły się kłócić z boginią. Choć Artemida
traktowała je jak przyjaciółki, każda z nimf pamiętała o swoim statusie. Właśnie
dlatego odsunęły się od bramy, robiąc jej przejście.
Artemida skinęła im głową. Nimfy były wierne i lojalne, a ona doceniała
je bardziej niż byłaby w stanie to okazać. Nie lubiła jednak wylewnych pożegnań.
Zamierzała wrócić do pałacu z Apollinem przy boku.
Dlatego, nie marnując więcej czasu, minęła nimfy i bramę, a potem
zeszła z Olimpu bez patrzenia wstecz.